sobota, 26 maja 2012

Dzień Matki

To skoro Pani Rodzicielka widziała już prezencik z okazji Dnia Matki, to mogę i tu wkleić zdjęcia.
Miałam w planach zrobić korale z beaded beads, ale czasu jak na lekarstwo, plus nauka i w końcu wyszła opcja minimum- kwiatuszki z koralików fire polish 6mm dual coated blueberry- green tea :) Nie wiem jak Wam, ale mi ten kolor bardzo się podoba.


Oczywiście sam wzór w sobie nie jest zbyt oryginalny- kwiatuszki robi m.in. Tolinka oraz Silverka.

Moje kwiatuszki uplotłam wykorzystując kuleczki srebrne rodowane- dzięki czemu część pleciona nie ściemnieje. Niestety, w plecionkach dosyć trudno czyści się zaśniedziałe srebro, do płynu do czyszczenia srebra bałabym się wrzucić niektóre rzeczy, żeby nie poniszczyły kamieni ewentualnie- tak jak tutaj- koralików fp (obawiam się, że mogłoby się odbarwić).
Całość wykończyłam ozdobnymi sztyftami w kształcie liści. I to przez przypadek :) Szukałam innych sztyftów w pudełeczku ze srebrem, a te leżały na wierzchu. Dopiero jak wykończyłam pracę do doszłam do wniosku, że przecież liście do kwiatków pasują jak ulał ;)
Brat dokupił jeszcze ptasie mleczko (moja mama je uwielbia) i czerwoną różyczkę-miniaturkę, która mniej więcej za miesiąc pewnie pojedzie na działkę, bo miniaturowe to one są niestety tylko do czasu. Ale potem, zasadzone do ziemi, też pięknie kwitną, a jeszcze piękniej pachną, a kolejne róże się pewnie przydadzą, bo z przeszło ponad 100 krzewów, które mieliśmy w tamtym roku mroźną zimę przetrwało może 2/3 krzaków.

Jakoś żyję...

Parafrazując pewną znaną reklamę: "Coraz bliżej sesja, coraz bliżej sesja"...
Przez ostatnie dwa tygodnie żyję podłączona do kubka z kawą- dosyć mocą, rozcieńczoną jednak mlekiem i posłodzoną, a to u mnie rzadkość, bo słodzę sporadycznie. Podobnie sporadycznie pijam kawę- muszę naprawdę mocno chcieć albo naprawdę mocno potrzebować, wobec czego smak kawy już chyba do końca życia będzie mi się kojarzył właśnie z nocnymi przygotowaniami do sesji. A na dodatek dzisiaj na samą myśl "kawa" mój żołądek zachowuje się tak, jakby miał zrobić salto z trzema obrotami. No to jest fajnie :)

Toho zostały zesłane na banicję do piwnicy na czas sesji. Biedactwa :( Ale jak stały pod biurkiem to pokusa, żeby po nie sięgnąć była zbyt duża. Dzisiaj jednak nie wytrzymałam. Poszłam do piwnicy po kompot do obiadu, a te pudełka tak na mnie patrzyły, że z odruchu dobrego serca wylosowałam 4 kolorki: ceylon rice pudding, frosted lt peridot, frosted rosaline oraz metallic iris olivine. I zrobiłam takie łezki.


Od dłuższego czasu zastanawiałam się, czy w ogóle da się coś takiego upleść. potrafiłam zrobić oczy peyotem, ale wciąż miałam wątpliwości, czy jeśli tylko z jednej strony będę zbierać herringbonem koraliki, to czy wyjdzie łezka.
Niedawno jednak zobaczyłam takie łezki na blogu Orsi i stwierdziłam, że się da :) I musiałam spróbować.
Nie zapominam oczywiście o tym, że dzisiaj jest Dzień Matki. Dla Mamy przygotowałam maleńkie kolczyki-kwiatuszki, ale pokażę je dopiero, jak zobaczy je Mama :) Bo chyba wypada, żeby najpierw obdarowana zobaczyła prezent, prawda? :)

niedziela, 6 maja 2012

Do wymianki ;)

Zaktualizowałam przed chwilą zakładkę Wymienię ;)
Teraz można tam zobaczyć moje dostępne prace, które z chęcią wymienię na inną biżuterię, decoupage, scrapy czy cokolwiek innego rękodzielniczego :)

czwartek, 3 maja 2012

Gwiazdy

A tam, w górze, było sobie niebo, całe upstrzone gwiazdami; kładliśmy się nap plecach i gapili na nie, dziwiąc się, czy ktoś je stworzył, czy też sa tam przypadkiem 
(M. Twain, Huckleberry Finn)  

Kolejna porcja gwiazdek. Na początku komplecik z gwiazdką- poproszono mnie o wykonanie bransoletki oraz gwiazdkowej zawieszki. Komplecik prezentuje się następująco:

A tutaj sama bransoletka.
I jeszcze sama gwiazdka

Do stworzenia tego kompletu wykorzystałam koraliki toho round 11/0 w kolorach metallic hematite oraz silver-lined frosted light topaz. Miał być zatem w tych samych kolorach, co prezentowany przeze mnie kiedyś breloczek Zabłąkana gwiazda (w tym poście).

Ale to nie koniec gwiazdkowych motywów dzisiaj!
Znalazłam wczoraj swoje zagubione rivoli 12mm i próbowałam je oprawić w koraliki. Nic z tego! Pogniewałam się na nie i odłożyłam do pudełka, natomiast wzięłam w ręce kupione w Poznaniu kulki kwarcu (?) i postanowiłam zrobić powiększoną powtórkę kolczyków hiszpańskich. Trochę jednak zmodyfikowałam wzór i wyszły mi takie Gwiazdy za mgłą.



Użyłam w nich koralików toho trasure w kolorze metallic gray, toho round 15/0 metallic cosmos, toho 11/0 metallic cosmos oraz toho 8/0 silver-lined gray. Wykończyłam je w srebrze.



I na sam koniec już nie gwiazdka, ale również coś nieco związane z niebiem. Pierzasta zakładka. A jak pióro- to ptaki. Jak ptaki- to te latające. I tak dochodzimy do tego, jak to jest powiązane.


Pozdrawiam serdecznie wszystkich tu zaglądających i życzę miłego spędzenia końcówki długiego majowego weekendu :)

wtorek, 1 maja 2012

Bruksela

Kocham mieć długie weekendy. A im łuższe- tym lepsze. Tegoroczny zaczął się dla mnie już w tamtym tygodniu. Razem z grupą innych studentów z koła Naukowego pojechaliśmy do Brukseli do Europarlamentu. wyjazd był wspaniały, humoru nie popsuła nawet beznadziejna pogoda (5 minut słońca, pół godziny zlewy, 5 minut słońca, pół godziny zlewy itd.), ani też to, że wracając do Polski na pokładzie samolotu pozostawiłam telefon komórkowy i mimo prób jego odzyskania, nie odnalazł się. Grunt, że więcej wspomnień mam pozytywnych, niż negatywnych ;)

Poniżej krótka fotorelacja ;)

Tak Bruksela wygląda wieczorem :) Prawda, że pięknie? :)


Nasza wesoła gromadka w Pałacu Sprawiedliwości w Brukseli. Po lewej stronie- Ulpian, po prawej- Cyceron. Bo przy kim innym studenci prawa mogliby się fotografować? :)


A to właśnie Ulpian. Tutaj wikipedia tłumaczy, kim był


Belgijskie symbole. Najpierw- wystawa sklepu z czekoladą. Juz przechodząc obok otwartych drzwi można było poczuć zapach :)


A tak wygląda wnętrze sklepu. Raj, prawda? :)


I piwo. Zwróćcie uwagę na końską grzywę :)


Prócz tego były pyszne gofry ze świeżymi, słodkimi truskawkami, ogromne góry frytek, które Belgowie serwują chyba do każdego dania (nam je podali m.in. do małży), właśnie- małże -pierwszy raz w życiu je jadłam; po nabraniu na widelec jednej z nich przez dłuższą chwilę się na to gapiłam z lekkim obrzydzeniem, ale złe nie było ;)
I była też... hmm... oryginalna kolacja w arabskiej dzielnicy. Według programu mieliśmy mieć pakiet kanapek+ owoc+ sok, w rezultacie nasza kanapka to były hamburgery, które wyglądały i smakowały tak, że na wszelki wypadek postaraliśmy się odkazić polską wódką (ciepłą...). Chyba tylko dzięki temu nic nikomu nie było :D
No! I jeszcze pierwszy raz w życiu leciałam samolotem :D Jeszcze rok temu zarzekałam się, że nigdy się na to nie zgodzę, ale po locie do Brukseli i z powrotem stwierdzam, że o wiele gorzej było już na promie z Patry do Ankony w minione wakacje- bardziej bujało ;)
I to chyba tyle na dzisiaj ;) Niedługo może wrzucę coś koralikowego, ale informuję, że weszłam już w tryb nocny przygotowań do sesji, więc czasu na drobnicę malutko, oj, malutko.