środa, 19 października 2011

Gdzie się podziały te stare, dobre filmy?

Wróciłam z "Trzech muszkieterów".
Wersja 3D.
Nie polecam.
Film mozna raczej potraktować jako bardzo (ale to baaaaardzo) luźną interpretację dzieła A. Dumasa- zachowano tylko tytuł i imiona głównych bohaterów. Pojawia się zniewieściały O. Bloom (kurcze, naczytałam się, że ginie w tym filmie, a tutaj taki zawód... przeżył). Od Blooma jeszcze bardziej zniewieściały był król Ludwik XIII (cholercia, czy to przypadkiem nie on przyczynił się do powstania monarchii absoltunej we Francji? bo po obejrzeniu filmu raczej się mogę dziwić, że Francja w ogóle istnieje dzisiaj, skoro, według twórców filmu, Ludwik wyglądał tak, a nie inaczej). Głosu Matthewa Macfadyena ("Duma i uprzedzenie") po prostu słuchać nie mogłam. Efekt 3D- kompletnie niepotrzebny- nie było scen, które robiłyby wrażenie w trójwymiarze (pomijając reklamę telewizorów LG przed seansem, kiedy wprost na mnie leciała piłka). Czyli odradzam. I to kategorycznie.
"Trzej muszkieterzy" to historia spod znaku płaszcza i szpady, książkę czytałam parę lat temu, miejscami mnie śmieszyła. Wersja z 1973 była według mnie najlepsza, najbliższa pierwowzoru książkowego i nawet zabawna. Wersja z 1993- trochę słabsza, ale jeszcze ok. Dzisiaj na filmie jeśli się śmiałam, to nie z zabawnych dialogów, ale raczej z głupoty i wybujałej wyobraźni twórców. Scenariusz drętwy, aktorstwo sztywne. Tragedia...

Natomiast miałam ostatnio okazję obejrzeć "K-19". Film oparty na autentycznych wydarzeniach, które miały miejsce na radzieckiej łodzi podwodnej z napędem nuklearnym (nie wiem, czy tak fachowo się mówi, ale każdy wie o co chodzi). W rolach głównych Harrison Ford i Liam Neeson. Gorąco polecam, szczegółów fabuły zdradzać nie będę.
A jako, że obejrzałam już "Polowanie na czerwony październik" oraz "K-19", to aby pozostać w temacie łodzi podwodnych obejrzałam "Karmazynowy przypływ". Niestety, wersja taka, jakby była kręcona telefonem komórkowym :( Dopiero pod koniec zorientowałam się, że jedną z ról gra Vigo Mortensen (wersja taka kiepska, że naprawdę się nie dało)- a uwielbiam tego aktora :) I ma super głos. Szkoda tylko, że zagrał w tak niewielu filmach, które mogłyby mnie zainteresować :(
"Karmazynowy przypływ"- nie jest to jakieś wielkie, ponadczasowe dzieło. Akca niesamowicie przewidywalna- jak w większości amerykańskich filmów. Całość ratuje chyba tylko Mortensen (jego obecność, bo aktorstwo już raczej nie) oraz muzyka Zimmera, którego uwielbiam :)

A co proponujecie obejrzeć w najbliższym czasie? ;)

poniedziałek, 17 października 2011

Na szydełku pierwszy raz :)

Tytuł miał brzmieć- "pierwszy raz z szydełkiem", ale byłoby zbyt prowokacyjnie :D
Dzięki temu kursowi opracowanemu przez Weraph oraz prywatnym korepetycjom przez gg z Weroniką udało mi się wyszydełkować swoją pierwszą bransoletę :) Wygląda tak:


Oczywiście dopiero jak ją skończyłam uświadomiłam sobie, że jedną w takich kolorach już zrobiłam, tylko że ściegiem spiral herringbone. Obie wyglądają tak:

I to by było tyle na ten temat :)

piątek, 14 października 2011

W złotych strzępach liści...

Ale mi wstyd. Przybyło mi trochę obserwujących, a ja od dłuższego czasu nic nie dodaję :D Czas to zmienić. Wprawdzie jak chodzę na uczelnię to mam tak jakby trochę mniej czasy, ale jakaś chwila wieczorkiem zawsze się znajdzie :)
Ostatnio (czyli chyba jakieś 2 tygodnie temu) miałam przyjemność poznać inną lubelską biżuteryjkę- Marzenę. W czasie spotkania pokazywałam jej jak się robi spiral herringobny oraz dokonałyśmy wymianki :) Ja otrzymałam takie oto piękne komplety korali:



Prawda, że cudowne? :)
Ode mnie Marzena dostała kolczyki indiańskie oraz kolczyki "Czerwona Sissi"
Potem była wymianka z Czarną Kawą od której dostałam śliczne fimowe kwiatki- kolczyki :) Niestety, zdjęcie nie oddaje w pełni ich uroku, ale zapewniam, że są wspaniałe :)

Nie mam niestety zdjęć kompleciku, który wysłałam Kawie, ale liczę, że będę mogła podkraść jej zdjęcia (oczywiście za jej zgodą), jeśli je opublikuje :)

A teraz nowostki.
Zacznijmy od tytułu posta. Owszem, bardzo jesiennie, ale to nie są moje własne słowa. To wiersz Lechonia, który poznałam jakieś 4 lata temu chodząc na naukę gry na gitarze (dodam, że nigdy się tego nie nauczyłam :( podobnie jak jazdy na snowboardzie- próbowałam, nic z tego nie wyszło). Otóż mój nauczyciel kazał mi znaleźć sobie jakiś wiersz i mieliśmy do niego układać melodię- taka "moja" piosenka. Chwytów niestety już nie pamiętam, ale, jak pasuje do słów, dominowały chwyty mollowe, czyli dosyć smutne, niskie.
Cały wiersz:
 
W złotych strzępach liści drzewa noce stoją,
Księżyc srebrne smugi po ziemi rozwłóczy,
Nic mi nie pomoże na tęsknotę moje,
Już mnie żadne szczęście od niej nie oduczy.

Pobielały domy od srebrnej poświaty,
Jesienny przymrozek słabe ciało krzepi.
Tylko zeschłe liście, tylko zwiędłe kwiaty!
Może być jak było, może nie być lepiej. 
 
I kolczyki, które nazwałam Złotymi strzępami liści:
 
 (koraliki toho, euroclass, jablonex oraz nefryt bursztynowy, na biglach antyalergicznych)

I jeszcze jedna- niedokończona- nowostka. Miała to być bransoletka, ale od tygodnia stoję w tym samym miejscu i nie mam pomysłu jak ją wykończyć:
 

Na broszkę jest to za małe :( Na razie się poddałam.

czwartek, 6 października 2011

Komputer wrócił :)

I działa :) I mam swoje zdjęcia. I nie utraciłam dokumentów.
Przy okazji krótka historyjka.
Naprawiałam babci różaniec- więc szczypce, przecinaki, kombinerki- wszystko leżało na biurku. Wpada kuzyn po komputer, podaję mu już odpięta, on się tak patrzy na zestaw na biurku (różańca już nie było):
- Mam nadzieję, że nie odpinałaś za pomocą TEGO komputera.
Nom.

Pokazuję trzy bransoletki- uplecione jakiś czas temu.




Teraz mogę je już pokazać, bo trafiły do koleżanki na urodziny :) Poza tą ostatnią, którą muszę przerobić, bo jest za duża na kogokolwiek :D