piątek, 30 września 2011

Haft koralikowy po raz pierwszy

Jakoś się udało z tymi zdjęciami. Tzn. komputer dalej nie działa, a ja na laptopie nie mam nic do obróbki zdjęć. Prawie nic, zawsze jest klasyczny, prosty w obsłudze paint :) A że wczoraj udało mi się wydziergać pierwsze kolczyki w technice haftu koralikowego i zależy mi na krytycznych opiniach innych, to chciałam je sfotografować, wrzucić na forum na wizaż i przy okazji tutaj.

Szybko o wyjeździe na początek. Ambitny plan się nie powiódł. W zasadzie to dobrze, bo towarzystwo nie było wystarczająco zgrane, pogoda też jednak nie taka. Pierwszego dnia poszliśmy na Bystrą (2250 m n.p.m.). Panorama była taka, że... nic nie było widać. Wędrowaliśmy w chmurze, wilgoci i zimnie, a najgorsze w tym wszystkim było to, że traciło się poczucie czasu. W pewnym momencie zaczęłam panikować, że już pewnie 16, że zaraz zacznie się ściemniać, a w lesie są niedźwiedzie, więc po zmroku nie powinno się wracać, a my idziemy dopiero pod górę. Otóż okazało się, że było ledwie południe... I zeszliśmy jeszcze za widoku.
Kolejny dzień- bardzo ambitny :) Poszłam sama z bratem na jakiś 3-godzinny spacer od Małej Łąki do Strążyskiej. On był przeziębiony, ja z kontuzją w stopie, pogody dalej nie było, uznaliśmy, że nie pchamy się wyżej.
I trzeciego dnia zdarzył się cud. Zrobiła się pogoda :) I to jaka :) Wjechaliśmy na Kasprowy, przeszliśmy przez Beskid, Przełęcz Liliowe, Przełęcz Świnicką na Świnicę (btw. widziałam parę młodą robiącą sobie zdjęcia na Beskidzie... ona w białej sukni z odkrytymi plecami, a o 9 rano na Kasprowym 2 stopnie powyżej zera...). Ze Świnicy zeszliśmy na Przełęcz Zawrat, potem do Dol. Pięciu Stawów Polskich i, jakby nam było mało tego dnia, weszliśmy na moją ukochaną Szpiglasową Przełęcz, zeszliśmy do Morskiego Oka i do Palenicy Białczańskiej. Dla takiego jednego dnia warto było tyle jechać :)
Zdjęcia chętnie bym pokazała... Ale są już na kompie. Zdążyłam je zgrać nim się zepsuł...

Teraz dwie wczorajsze prace.

Kolejna odsłona kulek
(koraliki jablonex 2,3mm w kolorze hematytowym, bigle posrebrzane)



Haft koralikowy
( owal onyksu, koraliki toho round 11/0  frosted black diamond, toho treasure 12/0 jet, toho round 15/0 silver lined, toho round 8/0 jet, zawieszone na srebrnych sztyftach)




A jak się Wam podobają zdjęcia pomniejszone i przycięte w paincie :D

czwartek, 29 września 2011

Melduję, że wróciłam :)

Wróciłam w niedzielę, ale jakoś nie było okazji nic skrobnąć. 
Dzisiaj powstały jedne kolczyki, mam jeszcze do wstawienia zdjęcia trzech bransoletek, ale... No właśnie, komputer się znowu zepsuł, działał na lapku taty, a tu nic! Żadnego programu do grafiki (paint nie zawsze starczy), nie mam tu też zdjęć tych bransoletek (zostały na kompie). W najbliższym czasie zatem raczej nic nowego się nie pojawi :( 

Wakacje się kończą :( Ale spokojnie, my na uczelnię dopiero we wtorek, a plan jest taki... no... do zniesienia :) Może źle nie będzie? ;)

wtorek, 20 września 2011

Wymianka z Kalisz, indiańce, dżungla i Tatry :)

Nalezę do osób, w których zebrało się tak wiele przeciwieństw, że nigdy nie wiadomo jak to może być.Bo niby planów robić nie lubię- co ma być, to będzie, nienawidzę, jak ktoś się mnie pyta, co robię za tydzień, bo może by tak kino, pub albo coś innego. Albo jakiś wyjazd. Ale jak ja już z kimś jadę- to wszystko ten ktoś musi zaplanować. I tak było teraz. Jadę w góry, chociaż wczoraj jeszcze się wahałam. I to jest dziwne, bo góry kocham, a w zasadzie kocham Tatry- im wyżej, tym lepiej. Jadę z bratem i jego znajomymi i się wkurzam, że nic nie wiadomo. Niby jakiś tam plan jest, a jakby go nie było, w zasadzie taki nie-plan, a nie wiadomo co. Ba, ja się nie zdziwię, jak jutro w samochodzie usłyszę, że może jednak nie Tatry... Chociaż to już lekka przesada.
Plan wygląda następująco.
Szturmujemy jutro Zakopiankę, dojeżdżamy do Kuźnic i żegnamy się z cywilizacją. Plecak na plecy i poszli na Halę Kondratową na pierwszy nocleg w schronisku. Czwartek pobudka, przez Kopę Kondracką i tak dalej do Murowańca- nocleg numer dwa. Piątek- pobudka, przez Krzyżne/ Przełęcz Zawrat/ Kozią Przełęcz* (*niepotrzebne skreślić) do mojej ukochanej Doliny Pięciu Stawów :] Tam nocleg numer trzy. Sobota- pobudka, przez Szpiglasową Przełęcz do tego %@##&Y@# Morskiego Oka, asfaltówą w dół, nocleg- ostatni- w Starej Roztoce. Niedziela- pobudka, dotelepać się jakoś do samochodu, powrót do Lublina. Trochę ambitnie jak na koniec września, nie? Najbardziej ambitną trasą będzie ta z Murowańca do Pięciu Stawów.
Oczywiście, jak pogoda pozwoli...
Tymczasem wstawiam zdjęcia z tamtego roku.



Co mnie wkurza jeszcze w moim charakterze? Sposób podejmowania decyzji :) Miałam do wyboru: Ukraina albo Tatry, a dla mnie wakacje bez tradycyjnego wyjazdu w góry to... no nie są to wakacje. Łaziłam i męczyłam rodzinę, żeby ktoś zadecydował za mnie- i to jest dziwne, bo jak ja coś zadecyduję, to raczej nigdy nie żałuję decyzji. W sensie- nie zawsze wychodzę na tym dobrze, ale się tym nie przejmuję, bo jakbym zaczęła na to wszystko narzekać, to czułabym się z tym jeszcze gorzej. Zatem, skoro nigdy nie żałuję, czemu nie chciałam sama zadecydować? Ot, taka właśnie mała ciekawostka.

Teraz, jak już się nagadałam o sobie, to pokażę trochę biżutów. Zacznę od wymianki z Joanną (Kalisz-Made). Dostałam od niej dzisiaj ładną torebkę, którą sfotografuję jak wrócę- raz, dzisiaj nie ma odpowiedniej pogody, dwa- nie dysponuję tym lepszym aparatem. W zamian wysłałam garść biżutów.

Na początku makramy z sutaszu- węzeł kwadratowy spiralny.




Powtórka bransoletki Rdza:



Kolczyki indianskie



I jeszcze takie kolczyki:



Całość, tak wszystko-wszystko zebrane razem, wyglądała tak- nie mogłam sobie odmówić przyjemności zrobienia zdjęcia grupowego :]:


Plotąc te indiańce postanowiłam zrobić jedne dla siebie. Wyszły tak:



I przy okazji powstała jeszcze jedna bransoletka spiral herringbone- In the jungle (koraliki toho 8/0, kolory metallic iris brown oraz silver-lined olivine).



Przy okazji kontynuuję pisanie drugiego bloga i powiem, że chyba najgorszy fragment, o którym nie wiedziałam, jak go napisać, jest już prawie na ukończeniu. Wszystko, co się będzie dalej działo z bohaterami- jest już zaplanowane, ale miałam (i wciąż mam) duże trudności z rozpoczęciem. Mam nadzieję, że dalej bedzie lepiej, chociaż mam też świadomość, że daleko temu do "czegoś dobrego" i nie jest to jeszcze ten sposób pisania, jak pisałam w liceum, a co chciałabym powtórzyć.
Zapraszam zatem jeszcze raz na bloga Moje pisaniny. Jak wrócę, to może zrobię jakiś mały banerek i go umieszczę po lewej stronie.

Przy okazji- bardzo dziękuję za wyróżnienia- ostatnio dostałam jedno od Frydzi, ale pamiętam, że wcześniej były też inne. Tylko, że ja wciąż nie ogarniam tych zasad :( I wyróżnienia dostaję zaraz przed jakimś wyjazdem, jak już nie mam czasu się zrewanżować. Ale wrócę i pomyślę ;)

środa, 14 września 2011

Roma

Uwielbiam historię starożytnego Rzymu. Jak dla mnie to nauka historii mogłaby się całkiem na tym zakończyć- potem nie działo się już nic ciekawego (no, prócz XVII wieku, potem Napoleona, a w średniowieczu gdzieś Karolingów itd.).
Miłość ta narodziła się po przeczytaniu pierwszego tomu "Imperatora" Conna Igguldena. Jest to czterotomowa powieść o życiu Juliusza Cezara, z czego pierwszy tom jest najlepszy moim zdaniem. "Bramy Rzymu" to próba zmierzenia się z opowiedzeniem dzieciństwa tego bohatera. Dzieciństwa o którym za wiele nie wiadomo. Iggulden genialnie tworzy fikcję historyczną, czyniąc z Brutusa niemalże rówieśnika Cezara (w rzeczywistości było między nimi 14 lat różnicy), a z Gajusza Mariusza wspaniałego, dbającego o siostrzeńca wuja.
Do rzymskiej kolekcji oczywiście należy również zaliczyć przeczytane od deski do deski "Żywoty Cezarów" Swetoniusza (na które trzeba patrzeć, oczywiście, z lekkim przymrużeniem oka), "Głośne rzymskie procesy karne" M. Jońcy i, na sam koniec, mój ulubiony film "Gladiatora", w którym chyba jedyną prawdziwą rzeczą jest fakt śmierci Marka Aureliusza pod Vindoboną (Wiedeń), ale już nie sposób, w jaki umarł. No nic, zawsze to Rzym, nie? ;)
Z tej inspiracji, po obejrzeniu wspaniałych prac na blogu Bisaneta powstały kolczyki Roma. Wyplecione zostały z koralików toho oraz jablonex, na srebrnym kole i zawieszone na srebrnych sztyftach.


Bardzo sympatyczny wzór, mam jeszcze pomysły na kilka innych zestawień kolorystycznych :)

sobota, 10 września 2011

Koniec sesji :)

Trochę późno, nie? ;) Najważniejsze, że z głowy, że do przodu i nawet ładnie do przodu :) Żeby stać się oficjalnie studentką IV roku muszę jeszcze:
- zaliczyć praktyki
- znaleźć jednego pana profesora, żeby skopiował mi ocenę z indeksu na kartę egzaminacyjną
- złożyć indeks do dziekanatu
- odebrać kartę seminaryjną i liczyć na szczęście, że tam, gdzie ja chcę, zechcą mnie :)


Tymczasem podtrzymując tradycję koralikowego świętowania zdanych egzaminów przedstawiam Wam wczoraj uplecioną cellini spiral :) To drugie podejście do tego wzoru, pierwszego nie skończyłam jak dotąd i raczej nie skończę, bo nie podobają mi się kolory :D Ta cellinka miała być zapinana, ale... wyszła za długa na moją łapkę i musiałam zrezygnować z zapięcia, a zamiast tego połączyłam dwa ogniwka i jest wsuwana przez rękę.

Postępowanie karne
(koraliki jablonex 2,1mm oraz 3,1mm a także koraliki euroclass 2,6mm)



Teraz, skoro mam już zasłużone wakacje, wreszcie mogę się zająć kilkoma od dawna odłożonymi wzorami. Na początek jeszcze kilka zaległości wymiankowych ;)

poniedziałek, 5 września 2011

Jestem humanistką i dlatego inni powinni się mnie bać :)

Ech, nie ma to jak urodzić się jedyną humanistką w rodzinie umysłów ścisłych :D
Przychodzi tata do domu i narzekam, że zepsuła mi się lampka. W tym miejscu nalezy po krótce opisać mój pokój- jest niewielki, a wszystkie gniazdka sa przy podłodze i w dodatku w tak beznadziejnych miejscach jak za łóżkiem czy biurkiem z komputerem. Do gniazdka za łóżkiem mam mrzypięty przedłużacz, który nieraz ciągnie się przez cały pokój, coby móc złapać trochę prądu ;) W chwili obecnej przy łóżku stoi mały stołeczek, a na stołeczku lampka, która się popsuła (tak, lampka była wpięta do przedłużacza).
Przyszedł tata i narzekam, że się lampka zepsuła, że to pewnie żarówka, że nie ma w domu nowej i musimy od babci z pokoju jedną ukraść, a ja nie sięgam (bo niby po co mam korzystać z drabiny, jak można tatę poprosić). Dobra, wykręciliśmy żarówkę od babci, wkręcamy w lampkę- nie świeci.
- A nie spadła ci ze stołka- pyta tata.
- Nie. Stała na biurku, a teraz jak zaczęła się szarówka robić, to ją przeniosłam na stołek, żeby siedzieć na wersalce i się uczyć (w pokoju szafka nocna się nie zmieści).
Tata zaczął rozkręcać lampkę itd.
- Ale jest wyłączona z prądu, tak?- pyta.
- Tak, wyłączyłam.
Lampka rozkręcona, w środku wszystko ok.
- A weź sprawdź drugą lampkę.
Wzięłam drugą, włączam do przedłużacza. Nie działa.
- Kurcze, przedłużacz się zepsuł- stwierdziłam.
- Czekaj, zaraz ci drugi przyniosę.
Tata wyszedł, wrócił z drugim przedłużaczem, odsuwamy łóżko (co nie jest sprawą prostą, bo łóżko jeździ razem z dywanem). A tam wtyczka przedłużacza wyjęta z gniazdka...
- A pytałem wcześniej, czy przedłużacz wpięty do gniazdka...
Cóż, jedyne tłumaczenie to takie, że jak chowam pościel, to jeżdżę łóżkiem w tę i z powrotem i musiałam zahaczyć o wtyczkę i wyrwać ją z gniazdka. W każdym razie lampka już skręcona, wtyczka siedzi w ścianie, wszystko powraca do normy :)

Dzisiaj parę staroci, które pokazywałam na moim starym blogu, a które obiecywałam sukcesywnie przenosić tutaj ;)

Czarne oczy 
(jablonex+ onyks+ srebro)


Latawce 
(prezent dla kuzynki; kulki srebrne, swarki, srebrny łańcuszek i bigle)


Morskie trójkąciki
(jablonex+ srebro)

czwartek, 1 września 2011

Jeszcze tylko tydzień!

Dokładnie- w następny czwartek kończę z nauką, a jak dobrze pójdzie, to nawet do maja 2012, bo być może sesji zimowej jako takiej nie będzie :D

Moje ambitne plany siedzenia sumiennie po kilka godzin dziennie nad podręcznikami oczywiście wzięły w łeb. Co chwila łażę do kuchni po kolejną herbatę, sprawdzam skrzynkę pocztową, sprawdzam, czy może kwiatków nie trzeba podlać itd. Generalnie znowu zaczynam zarywać nocki, ale taki już mam styl uczenia się- że najlepiej mi idzie między 22 wieczorem a 3 nad ranem :D A potem śpię do 11 :D No, teraz trochę to zmodyfikowałam, bo wiadomo- na praktyki trzeba wstać.

Z żalem stwierdzam, że postępowanie karne w ogóle się nie uprościło od czerwca... Niosąc podanie o odroczenie sesji miałam taką cichą nadzieję, że kochany TK ogłosi niezgodność kodeksu z Konstytucją i minie mnie ten zaszczyt uczenia się, ale gdzie tam. Jak było, tak jest :D

Dziękuję wszystkim, którzy mi kibicują w tym starciu ;) Wiem, że jak tyle osób trzyma kciuki, to nie ma szans, żeby się nie udało ;)

A generalnie tęskni mi się za koralikami. I o tym miał być ten post, chociaż wyszło inaczej. A kilka pomysłów jest, więc myślę, że jak w przyszły piątek wrócę do domu, to przepadnę w tej drobnicy. Tym bardziej, że trzeba będzie coś zrobić z okazji postępowania karnego i zaległego (jeszcze niewykoralikowanego, ale zdanego w czerwcu) postępowania administracyjnego ;)